Zbigniew Szymański

wrz 24, 2018 w Aktualności, Sylwetki LGD

Pan Zbigniew Szymański – Prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Dębicach, ojciec, pasjonata, społecznik. Człowiek, który nie wyobraża sobie życia bez pomocy innym. Z Panem Zbigniewem spotkałam się w Dębicach, gdzie rozmawialiśmy o „Strażomaniakach” – Młodzieżowej Drużynie Pożarniczej, którą prowadzi wspólnie z Panią Beatą Woźniak przy współpracy ze Szkołą Podstawową. Opowiadał mi o akcjach, które miały miejsce i o życiu strażaka.

Irmina Łachacz: Jak długo jest Pan prezesem OSP w Dębicach?

Zbigniew Szymański: Prezesem OSP w Dębicach jestem już około 10 lat. Na początku byłem zastępcą Naczelnika, później Naczelnikiem i tak zostałem prezesem.

I.Ł.: Czy miał Pan kiedyś dość?

Z.S.: Tak miałem, pojawiła się myśl by zrezygnować, ale nie wiem czy dałbym radę. Powstaje nowa remiza, buduje się nowe dziecko. To jest część mojego życia, chyba bym nie umiał.

I.Ł.: Czemu Pan to robi?

Z.S.: Straż mam we krwi. Jeśli syrena zawyje to rzucam wszystko i muszę tam być. To takie prawdziwe poczucie obowiązku płynące z wnętrza. Nie umiem inaczej, nie umiem też tego opisać. To mam w sobie, nie wiem jak to wytłumaczyć. Pomagamy sobie. Jest to niesamowite, adrenalina, nie da się tego opisać. W straży jestem od młodych lat. Kiedy przejeżdża jakaś jednostka – leci na sygnale – od razu się z nimi kontaktujemy, pytamy, co się dzieje i czy nie trzeba pomóc. Podobnie ma mój kolega, z którym jestem zawsze na akcji, razem budujemy tą remizę. Ale to dobrze, bo działamy, nie siedzimy w miejscu.

I.Ł.: Czy jest coś, czego się Pan boi w pracy strażaka?

Z.S.: Teraz mnie pani zastrzeliła.. ( Śmieje się). Jest adrenalina i napięcie związane z akcją, ale jak wyjeżdżam to się nie boje. Myśli się o tym, co trzeba będzie tam zrobić. Była jedna sytuacja, gdy się przestraszyłem – podczas pożaru kościoła w Nowogardzie. Kiedy to zobaczyłem pojawiło się uczucie lęku. Ogień był ogromny, pożar bardzo niebezpieczny. W życiu takich płomieni nie widziałem.

Można się o tym uczyć, przygotowywać się, oglądać, ale mimo to człowiek i tak nigdy nie przygotuje się na bezpośrednie starcie. Za dużo rzeczy dzieje się w trakcie akcji. Dopiero później można to na spokojnie przeanalizować. W swojej działalności nie miałem na szczęście akcji zagrożenia życia.

Zawsze mówię jedno, że jak się za coś bierzemy, coś zaczynamy to trzeba dociągnąć to do końca. Wciągnąłem się w drużynę. Łączę swoją pasje z przekazywaniem wiedzy. Jest bardzo duży materiał strażacki do przekazania dzieciom, od zasad użytkowania sprzętu do ukształtowania odpowiednich zachowań, by wiedziały, co i jak zrobić by móc pomóc sobie i innym. Człowiek uczy się przez całe życie. To, czego nauczyłem się przez cale życie w straży, przekazuję im. To jak rozwijają się różne technologie mobilizuje do samorozwoju. Bardzo się cieszę z drużyny i jestem dumny z tego ile już wiedzą i potrafią. Że szukają, dowiadują się. Jeśli z tej całej drużyny, chociaż 1-2 osoby, będą chciały, jako dorośli dołączyć do OSP to będzie nasz największy sukces.

I.Ł.: Pan uczył się sam i na własnych doświadczeniach?

Z.S.: Tak, nikt nas nie uczył, a wiedza była przekazywana przez starszych strażaków. Początki były takie, że trzeba było jechać na zawody. Od tego się zaczyna. Jak już jesteś przygotowany na zawody to połowa sukcesu. Poznaje się odcinki, rozdzielacz, itd. Komenda Straży Pożarnej organizuje nam dla OSP szkolenia techniczne. Życie strażaka jest fajne, a straż jest częścią mojego życia. Dlatego też bardzo chętnie prowadzę zajęcia dla Drużyny.

I.Ł.: Drużyna pomaga w innych działaniach?

Z.S.: Tak, biorą udział w działaniach na rzecz sołectwa. Pomagają przy sprzątaniu, brali udział w nasadzeniach, WOŚP. Uczestniczą we wszystkich uroczystościach kościelnych, jako reprezentacja. Wdrażamy ich do pracy społecznej i pomocy innym. Dzieci chętnie biorą udział.

I.Ł.: Co to Panu daje?

Z.S.: Z materialnych rzeczy nic, bo to jest praca społeczna, ale daje mi to ogromne poczucie zadowolenia. Szczęście i poczucie dumy, że byłem i jestem strażakiem. Liczą się ze mną członkowie OSP. Kiedy wracam z akcji i poza napięciem, które puszcza po akcji, czuję zadowolenie i radość, że się udało, że udało się pomóc, coś uratować. Cieszą też słowa ludzi. Słowa wsparcia. Kiedy jednak się nie uda, jest złość i żal we wnętrzu. To także nauka, z której wyciąga się wnioski.

I.Ł.: Dziękuję Panu za spotkanie i rozmowę.


Więcej wiadomości